piątek, 15 lipca 2016

Prolog

Hej, to znowu ja. Postanowiłam nieco pozmieniać prolog, ze względu na to że poprzedni był robiony na szybko i bez większego zainteresowania się tematem. Zawierał wiele błędów stylistycznych i poprowadziłam go także bardzo niedbale więc postanowiłam ten post zedytować.
Jak możecie zauważyć w zakładce mówiącej o rodach mamy kilka nowych postaci. Wszystkie otrzymały  imiona pochodzące z mitologii, pod względem mocy jakie mają, charakteru, który dopiero zostanie wam przedstawiony. Jeżeli chcecie poszukać więcej na temat interesującej was postaci to zapraszam na wikipedię lub odsyłam do lektury.
Bez zbędnego przedłużania - zaczynajmy.
***
Czarne lamborginii sunęło cicho po opustoszałej drodze. Było już ciemno, padało, ba- nawet grzmiało! Nietypowy czas i pogoda na wizytowanie babci. Jednak rodzina podróżująca w owym samochodzie nie miała wyboru, musiała jechać.
 Dwunastoletnia Arte siedziała na tylnym siedzeniu słuchając swojego ulubionego zespołu. Nie dziwił jej pośpiech rodziców, bardzo często wyjeżdżali bez słowa zostawiając dom, szkołę, przyjaciół, pracę i w ogóle wszystko. Powodem dla którego nerwowo spoglądała na milczących rodziców było to że nie spakowali się wcale. Kazano jej się także ubrać w czarną, wyszywaną cekinami, rozkloszowaną suknię do ziemi którą dostała na święta, a matka uczesała jej jasny włos w wysokiego koka. Zazwyczaj śpiewali też wesołe piosenki dla umilenia czasu podróży, albo chociaż włączali radio. Teraz jednak siedzieli cicho jakby ktoś umarł.
Dziewczynka siedziała jeszcze chwilę bawiąc się dłońmi po czym wyłączyła odtwarzacz. Jej uszom dała się poznać mordercza cisza. Postanowiła więc wyglądać przez okno i próbować dopatrzeć się czegokolwiek w czerni nocy.
W końcu ojciec odchrząknął.
- Chcieliśmy powiedzieć ci to z mamą od jakiegoś czasu... alee...- jąkał się próbując pozostać skupionym na jeździe.
- Pozwolisz że ja się tym zajmę, Marcusie?- spytała żona delikatnym głosem w którym jednak pobrzmiewała powaga.
Mężczyzna skinął tylko głową. Arte natomiast wydawała się coraz bardziej skołowana.
"O czym niby chcieli powiedzieć mi od jakiegoś czasu?"
- Artemido Arkadio Deliah...- czyżby coś zbroiła? Zawsze kiedy matka mówiła do niej pełnym imieniem nie wróżyło to nic dobrego. Arte jakby skurczyła się w sobie.- Jesteś już dużą dziewczynką i to bardzo mądrą jak na swój wiek. Mimo że staraliśmy się jak najbardziej opóźnić dzień kiedy to nadejdzie babcia nalegała by powiedzieć ci to jak najszybciej...
Kobieta zmarszczyła brwi jakby nad czymś się zastanawiała, zaraz jednak wróciła do siebie.
- Pamiętasz te wszystkie bajki, książki fantasy i filmy które oglądałam z Tobą?
- Tak...- stwierdziła córka z przekąsem.- Zawsze mówiłaś mi że są głupie i że magia tak naprawdę nie istnieje.
- Cóż...- na twarz dorosłej wystąpił rumieniec.- Wstyd się przyznać, ale kłamałam. Wiem o magii o wiele więcej niż ci wszyscy reżyserzy razem wzięci.
Arte parsknęła śmiechem.
- T-ty? I magia? Dobry żart, ale jak widzisz zorientowałam się.
 Mama wyglądała jakby coś ją uraziło.
 - Nie rechocz tak, młoda damo.- zażądała prostując się i wygładzając białą jak śnieg, lekką sukienkę pokrytą na spódnicy koronką w które wplecione były perły. Dwunastolatce przez myśl przeszło że wygląda jak panna młoda. Wykonała jednak żądanie rodzicielki widząc niebezpieczny błysk w jej oku.
- Zjeżdża się cała rodzina, to dla nas wielka uroczystość.- tłumaczyła dorosła niestrudzenie.- To dziś odkryjesz kim tak naprawdę jesteś Arte. Tym bardziej że wywodzisz się z rodu Deliah- jesteś dla wszystkich wielką nadzieją.
- Nadzieją na co?- odpowiedzi nie usłyszała ponieważ ojciec nagle skręcił w lewo trącając po drodze barierki. Zjechał ze skarpy i wjechał w ciemną leśną dróżkę obijając samochód o gałęzie drzew.
Dziewczynka prawie krzyknęła jednak w porę się opanowała. Spoglądała teraz tylko spanikowana na matkę która nic sobie z tego faktu nie zrobiła.
Jakież było jej zdziwienie kiedy zauważyła że ciocia Kora również podążała ich śladem.
"Czy naprawdę w tej rodzinie tylko ja jestem normalna?"
 - Co tu się dzieje?- Artemida miała dosyć.
Matka wywróciła oczyma.
- Czy nie wydaje ci się dziwne że otrzymałaś imię po greckiej bogini?- spytała nie czekając na odpowiedź.- Nigdy nie zastanawiałaś się czemu akurat po niej? Czemu lubisz lasy, łąki i przyrodę? Dlaczego znikam co miesiąc w pełnię księżyca? Odpowiedź jest taka prosta...- zacmokała dorosła z zawodem wypisanym na twarzy. - Myślałam że jesteś mądrą dziewczynką, córko.
Nastolatka zbladła jeszcze bardziej.
- Jesteś grecką boginią?- rzuciła jakby oskarżała ją o morderstwo. Kobieta natomiast zaśmiała się niedorzecznie, nie robiąc sobie nic że mąż wylewał siódme poty by tylko nie trafić w jakieś drzewo.
- Ależ skąd! Jednakże Afrodyta (po której mam imię) sprawuje pieczę nade mną. Można powiedzieć że "odziedziczyłam" po niej kochliwość i zamiłowanie do kwiatów. Co do urody nie jestem pewna...
- Ja jestem.- rzucił w przestrzeń mężczyzna cały czas manewrując. Rodzicielka zarumieniła się tylko i gotowa była kontynuować zanim jej przerwano.
- Alee... przecież to tylko mity, po za tym chodziliśmy do kościoła.- jeżeli rodzice ją wkręcają to nieźle się wyłoży. Postanowiła jednak założyć hipotetycznie że to co mówią to nie jakiś kiepski żart.
- Nie mówię o Bogu!- obruszyła się Afrodyta.- Zresztą, to czy ktoś wierzy czy nie jest jego prywatną sprawą. Mówię o bogach jako bytach które sprawują pieczę nad istotami magicznymi tu- na ziemi. Są tacy sami jak ja czy ty, tyle że ich nie widzi się na co dzień. Moja patronka przyszła, jednak czy Artemida się zjawi? Kto to wie...
- Okey, załóżmy przez chwilę że wam wierzę...- Arte ułożyła ręce w geście "co złego to nie ja".- Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej? I na czym to wszystko ma polegać?
- Nie powiedzieliśmy ci wcześniej bo chcieliśmy żebyś miała jak najbardziej normalne dzieciństwo.- matka otworzyła puderniczkę poprawiając obfite usta czerwoną szminką oraz cieniując błękitne oczy. - Pamiętasz bankiety które wyprawialiśmy z Marcusem?- dorosła uśmiechnęła się promiennie do córki wspominając wszystkie te uroczystości. Uwielbiała je, czuła się tam jak przysłowiowa ryba w wodzie. - Będzie dokładnie tak samo, tyle że odblokują się twoje moce.
- Moje moce?- dziewczynka uniosła brew niedowierzając. Kobieta wyczuwając że zaciekawiła maleństwo kontynuowała.
- Owszem. Ojciec nie ma mocy, jest a właściwie był śmiertelnikiem.
- Śmiertelnikiem?
- Widzisz, to że się nie starzeję to nie wina jakiegoś tam kremu, makijażu czy pielęgnacji. Staniesz się wiecznie młoda kiedy tylko uzyskasz wiek dwudziestu czterech lat, a potem będziesz żyć do trzystu, trzystu pięćdziesięciu lat.- mama wzruszyła ramionami jakby stwierdzała oczywistość.- A wracając do tematu... brat...- "O nie... Czuły temat." pomyślała Arte, przypominając sobie wspominanie jej rodzeństwa w rodzinnym gronie. Tłumaczono jej że uciekł z domu, jednak mimo że dziewczynka go nie znała nie wierzyła w to. Na zdjęciach wyglądał na tak szczęśliwego, tak promiennie się uśmiechał! Tata mawiał że miał podobne oczy do niej.
Afrodyta szybko się otrząsnęła wyrywając i córkę z zamyślenia.
- ON miał aż dwie- nie czuł zmęczenia i... dowiesz się w swoim czasie. Ja mogłam kontrolować emocje ludzi w pobliżu mnie. Tylko jednej osoby uczuć nie musiałam zmieniać.- żona spojrzała znacząco na męża.
- A co ze mną?- spytała przestraszona Arte.- Moje też kontrolowałaś?
- Nie miałam szans.- kobieta pokręciła głową przecząco.- Musisz być w pełni magiczna albo być zwykłym, szarym człowiekiem. Nasze moce utrudniają również tak zwane "ćwiartki" czyli ludzie z ogromną wyobraźnią, szaleni, posiadający wybitny umysł, mający dobre serce... najłatwiej jest posługiwać się szarakami którzy w życiu nic nie próbowali zmienić.
- Rozumiem...- dziewczynka nie miała szans dopytywać czegokolwiek więcej ponieważ samochód się zatrzymał.
Matka natychmiast wyskoczyła z samochodu, podekscytowana. Ojciec natomiast wymamrotał coś w stylu " Wizyty u teściowej wykańczają samym dojazdem" i wygramolił się z pojazdu niechętnie.
Arte spojrzała jeszcze raz w lusterko. Złote tęczówki kontrastowały doskonale z białymi włosami. Poprawiając wianek pleciony z zafarbowanych na czarno róż który Afrodyta kazała założyć jej na głowę powtarzała sobie w myślach aby się opanowała.
Odetchnęła głęboko i z pewną dozą niepewności wyszła z auta.
Nim zdążyła się rozejrzeć została pochwycona przez rodziców.
- Nie ufaj Asgarothom.- wyszeptała mama.- Są bardzo niekulturalni, nieokrzesani. Eurenii milsi, ale często owijają w bawełnę. Pilnuj swojego zachowania, zachowaj klasę a wszystko będzie dobrze.
Dziewczynka poczuła na sobie pocieszające spojrzenie matki ale nie zareagowała na nie zajęta pochłanianiem tego co było dookoła niej. A były to równiutko przystrzyżone trawniki oraz wielka biała villa stojąca pośrodku tego wszystkiego. Dorośli zaprowadzili ją do ogromnej hali balowej wyglądem żywcem wyjętej z bajki o kopciuszku. Światło księżyca padało przez szklany dach przyozdobiony witrażami i oświetlało środek sali. Podłoga wykonana była z mauzoleum, na ścianach wisiały obrazy oraz widniały złote ornamenty. Stoły były już zastawione, niektórzy goście zdążyli już spocząć na swoich miejscach. Gdzieniegdzie widać było herby- pierwszy obrazował dwa błękitne anioły trzymające wspólnymi silami ogromną kulę magiczną na błękitnym tle, drugi na którym widniały płonące czerwone róże trzymane w czyichś dłoniach otoczone karminową poświatą, kolejny przedstawiający dziewczynę w splecionych włosach odwróconą profilem na tle lasu, która posiadała  rogi jak u łani. Pozostawał jeszcze jeden najbardziej zagadkowy- osmolona ręka miażdżąca fiolkę purpurowego płynu. Arte wzdrygnęła się na sam widok, jej niesmak nie trwał jednak długo
Przywitały ją zaciekawione spojrzenia potencjalnych krewniaków. Wszyscy ubrani tak pięknie, wyglądający młodo. Zastanawiała się ile z nich ma ponad setkę lat. Czymś jednak się wyróżniali- mianowicie mienili się, a właściwie ich żyły wyglądały jakby od środka były wypełnione środkiem fosforyzującym. Niektórych wzór na piersi tworzył świecące ciepłym światłem serce, inni na prawych częściach swojej twarzy posiadali wzór przypominający układankę. Dwunastolatka spojrzawszy na ciocię Korę uświadomiła sobie że ona nie posiada żadnego z zaobserwowanych zjawisk. Jej oczy tylko lekko błyskały na złoto od czasu do czasu jakby przepaliła się w nich żarówka. Uśmiechała się za to ciepło i szczerze, jak to miała w zwyczaju zanim zakrył ją tłum chcących porozmawiać z dziewczynką magów.
Artemida poczuła uścisk matki prowadzący ją na prowizoryczną scenę. Zauważyła zupełnie przypadkiem że z tyłu pleców rodzicielki widniała dziurka od klucza świecąca złoto-niebiesko-fioletowym blaskiem.
"To nie sen. Wszystko dzieje się naprawdę. Jestem magiczna, mama też.". Nie próbowała się doszukiwać sensu, wiedziała że nie znalazłaby go. Postanowiła więc ślepo wierzyć w słowa kobiety i mieć nadzieję że nie wyprowadzą jej w pole.
Pierwsza podeszła do niej postawna, piękna dorosła. Mierzyła może z metr osiemdziesiąt pięć, czerwone włosy okalały jej twarz przeplatając się z pawimi oczkami. Makijaż przypominał coś na kształt złotej maski nałożonej na skórę, a suknia którą nosiła wyszyta była w całości z błękitnych piór, w pasie przewiązanych żółtą tasiemką.
- Droga Artemido...- głos miała głęboki, hipnotyzujący wzrok mierzył ją całą.- Nazywam się Nemezis Asgaroth i witam cię na Twojej ceremonii. Dzisiejsza noc jest przeznaczona dla Ciebie i życzę by utrzymywała się ona w atmosferze rodzinnej i ciepłej. Nie mniej w przyszłości będziemy oczekiwać od ciebie wiele i bacznie się tobie przyglądać, zważywszy na to co stało się z Twoim bratem.
"On nie zaginął!" Arte na szczęście w porę się opanowała, utrzymując obojętny wyraz twarzy.
- Wiedz jednak że jeśli wybierzesz mądrze będziesz mogła zawsze na nas liczyć. - tutaj pochyliła się do ucha dziewczyny i wyszeptała- A jeżeli tylko ktoś śmie zajść ci za skórę, osobiście dopilnuję by stracił życie w najgorszy możliwy sposób.- wszystko to wyrzuciła z siebie jednym tchem i tak poważnym tonem, jakby dwunastolatka rozmawiała z sądem najwyższym.   
Nim Nemezis odeszła wydawało się że po jej niezmiennym wyrazie twarzy przemknął pocieszający uśmiech, jednak graniczyło to z przywidzeniem.
Następna w kolejce była drobniutka kobietka o ciemnej karnacji i promiennym wyrazie twarzy. Nosiła prostą, długą do ziemi niebieską sukienkę a ciemnobrązowe dredy opadały swobodnie na  chude ramionka. Oczy świeciły się na niebiesko jak z resztą całemu jej potomstwu.
- Najkochańsza Artemido...- zaczęła łagodnym tonem chwytając dziewczynkę za rękę.- ... to dla Ciebie wstał dzisiaj księżyc, dla Ciebie przebudził się w nas duch. Leśne dusze sprzyjają dzisiaj właśnie Tobie a nam wszystkim pozostaje być dumnymi. Cały ród Eureni stoi mężnie u twego boku i tak pozostaniemy do końca świata. Pamiętaj że każdy jest wyjątkowy dziecinko, a rodzina czy pochodzenie nikogo nie określa.- to ostatnie dodała jakby na złość Asgarothom którzy fuknęli z niesmakiem.
"I bardzo dobrze."
 Po czym ciotka ucałowała ją w oba poliki i odeszła z gracją.
Przyszła pora na jej babcię, jeżeli kiedykolwiek można było ją tak nazwać. Nieznajoma mierzyła z metr sześćdziesiąt pięć, miała złote tęczówki oraz białe włosy- nie siwe, perłowo białe. Nosiła na sobie lekką, przewiewną sukienkę na ramiączka w kwiaty oraz płócienne balerinki. Na widok wnuczki uśmiechnęła się szeroko acz niepewnie. Szybko jednak sie oswoiła, w oczach błyszczała jej duma.
- Nazywam się Demeter Delliah.- oznajmiła donośnym głosem nieznającym sprzeciwu.- A to...- wskazała na Arte.- Jest moja wnuczka. Przyznaję się do niej i ręczę za nią- jest godna zaufania. Płynie w niej moja krew i mam nadzieję, że uszanuje to jaką mocą obrodzi. Artemido, czy i ty ręczysz za siebie?- spytała babka.
Dziewczynka osaczona autorytetem Demeter przytaknęła.
- W takim razie dobrze.- wyraźnie kamień spadł jej z serca.- Witamy cię w naszej rodzinie i liczymy na to że bogowie hojnie cię obdarują.
W tym momencie drzwi sali otworzyły się na oścież. Po sali balowej galopowała bezszelestnie dostojna, wyniosła łania. Wszystkie rody skłoniły się nisko, Arte czuła jednak że nie musi tego robić. Stała nadal prosto nie tracąc maski obojętności, jakby to wszystko wokół było dla niej codziennością. Sama nie wiedziała jakim jest w stanie pozostawać taka opanowana.
Zwierzę przemieniło się nagle w piękną, młodą kobietę o oliwkowej cerze. Wyraz twarzy pozostawał niewzruszony, rysy posiadała dostojne. Złote oczy, duży nos i brązowe włosy upięte z tyłu głowy niedbale- tak Arte zapamiętała swoją patronkę.
Bogini świdrowała dziewczynkę spojrzeniem. Może to właśnie skupienie na tym łagodnym spojrzeniu sprawiło, że dziesięciolatka nie zauważyła rozgardiaszu jaki wokół niej zapanował.
Niektórzy biegli do wyjścia w pośpiechu, nieliczni się teleportowali, większość jednak skupiło się wokół miejsca gdzie przed chwilą stała Demeter. Wszystko działo się niczym w zwolnionym tempie- zapłakana matka o miodowych tęczówkach i roztrzepany ojciec chwytający ją w tym samym czasie, Asgarothci i Deliahowie próbujący nieudolnie schwytać zakapturzoną postać o męskiej posturze i Artemida która uśmiechała się niepokojąco.
Słowa które wypowiedziała na zawsze wyryły się w pamięci dziewczynki.
- Ta młoda osóbka ma przed sobą wielką przyszłość. Może być dla was zarówno zbawieniem jak i utrapieniem. Będę nad nią czuwała, będę ją chroniła, jednak wybór należy do niej. Babka postanowiła oddać Arte część swoich mocy, w połączeniu z naturalną burzą będzie praktycznie niezwyciężona.
Cisza która zapadła po rozpłynięciu się bogini była  ogłuszająca. Następnym co zaobserwowała dwunastolatka była kałuża krwi i leżąca w niej Demeter ułożona jak do snu.

Kartka z pamiętnika Artemidy Delliah:
Dziś poznałam moją całą rodzinę, zawsze tego chciałam. W tym i moją babcię, rodzice nigdy nic mi o niej nie mówili, o nikim mi nie mówili   odeszła chwilę po tym kiedy ją zobaczyłam. Może to jakieś fatum? Sama nie wiem, nic już nie wiem. Podobno jestem kimś wyjątkowym, w takim razie czemu dowiaduję się akurat teraz? Nie zapytam Afrodyty, mimo że przedziwnie szybko pogodziła się ze śmiercią własnej mamy. Jakby wiedziała że to musi nastąpić. Reszta też nie rozpaczała długo, prawie w ogóle nie płakała. Zadbano jedynie by wyrządzić jej pogrzeb tego samego wieczora, zabraniając wstępu tym którzy uciekli zakładam że traktowano to jako niehonorowe . Ciocia Kora, ciocia Hestia i Metis a także członkowie rodu Asgaroth wróciły z pustymi rękoma. Na misję wysłani zostali wujkowie Ares i Boreasz,Temida i ciocia Ananke. Mam ogromną nadzieję że go złapią, kimkolwiek ten ktoś był. Nemezis wydaje się dziwna, ale powiedziała że życie mordercy Demeter należy do mnie. Jeżeli tak, zadbam o to by stracił życie. Nienawidzę go. Jeszcze mnie popamięta...



środa, 13 lipca 2016

Witam serdecznie!

Cześć!
Jestem Somnus Quietus a to moje opowiadanie, pierwsze które nie jest w żadnym stopniu ani oparte, ani inspirowane żadną bajką, serialem, filmem czy inną książką, na samym wstępie więc proszę o odrobinkę pobłażliwości w moją stronę. Być może trafi się tutaj jakieś nawiązanie jeżeli będziecie chcieli, jednak na pewno nie wysunie się ono na pierwszy plan jak w pozostałych moich blogach. Znajdziecie tutaj też okazjonalnie recenzje filmów, notki na temat moich ulubionych postaci, one shoty i czasem coś z mojego życia, jeśli oczywiście będziecie chcieli.
Będę wymagała jednak przestrzegania granic kultury, mimo braku regulaminu (wiadomo, zasady są po to żeby je łamać, prawda? :D). Wymagam jedynie tolerancji oraz odrobinki kultury (nie mówię tu o przekleństwach, sama bardzo często klnę szczególnie w złości). Prosiłabym aby się tego trzymać i tylko tyle.
Nie wiem w jakich odstępach będą pojawiać się notki, zapewne różnie. Postaram się aby rozdziały były nieco krótsze ale także by były ciekawe i ukazywały się częściej. Chyba że coś mi wypadnie, a taka sytuacja często miewa niestety miejsce. O wyjazdach/przerwach/ zakończeniu bloga/ chorobie oczywiście będę uprzedzać/ wstawię odpowiedni wpis. :)
Zależy mi przede wszystkim na komentarzach, nie zawsze pozytywnych. Chcę znać wasze zdanie na dany temat, czy chodzi tu o fabułę czy o ogólny styl pisania. Jeżeli coś się wam nie podoba nie bójcie się o tym napisać. Nie należę do obrażalskich. Naturalnie uwielbiam również pozytywne komentarze. Na nie też czekam z niecierpliwością, więc proszę bądźcie aktywni!
Fabuła nie jest jeszcze do końca opracowana, ale z grubsza będzie opowiadała o dziwnej dziewczynie i jej tajemniczym rodzie. Sprowadzają się oni do małego miasteczka i tam poznaje ona chłopaka który niedawno stracił wszystko. Po czasie zaprzyjaźniają się, jednak nie zdają sobie sprawy że oboje mają taki sam problem- mianowicie potężną moc która co miesiąc budzi w nich zew krwi.
Tak więc na razie to na tyle. W przeciągu trzech dni powinien pojawić się prolog. Na razie zapraszam do komentowania, dodawania "czegoś od siebie" etc.
Przesyłam całuski <3

S.Q.